wtorek, 12 lutego 2013

Rozdział trzeci

Zgasiłam światło w pokoju sprawiając, iż zapanował w nim lekki półmrok. Światło księżyca delikatnie wpadało do pomieszczenia, rozpraszając ciemności, które w nim panowały. Opadłam na łóżko, uśmiechnęłam się delikatnie patrząc w sufit. Uśmiechnęłam się na myśli, iż on tu jest. Jest przy mnie. Mimo tego, iż go nie znałam, to wieżę, że  kiedyś go poznam. Wieżę że on tam jest, że na mnie czeka, przygotował mi miejsce, usłane fiołkami, bo podobno nazwał mnie fiołkiem. Ja wieżę, że mimo, iż byłam krucha, malutka, niezdolna jeszcze do miłości, to on, mimo wszystko, bezwarunkowo mnie pokochał. Nie musiał mi tego mówić. Nie muszę nawet tego pamiętać. Ja w to po prostu wierzę. Teraz, kiedy ja, jestem w stanie kochać, mam obowiązek obdarzyć go tym samym uczuciem, którym on obdarzył mnie. Mam prawo z nim rozmawiać! Mam prawo, jeśli wierzę, że on mnie słucha, to moim obowiązkiem jest do niego mówić! Nie wiem gdzie jest jego grób, po prostu nie wiem. Mama nigdy nie chciała mi powiedzieć, nie mam jej tego za złe. To przecież... jest jej wola, a skoro z niewiadomych dla mnie przyczyn, ona nie che mi tego powiedzieć. To ja nie będę jej zmuszać. Czasem, gdy są dni, kiedy doskwiera mi samotność, mam czas na przemyślenia, czuję złość, iż nie wiem o nim praktycznie nic, że ona nie chce mi nic powiedzieć, ale po chwili, uświadamiam sobie, iż ona może uważać, że to co robi jest dobre, a tak naprawdę może jest złe. Lecz ja nie potrzebuję zdjęć, by widzieć jego twarz. Nie potrzebuję pamiątek, by o nim pamiętać. Nie potrzebuję wspomnień, by go wspominać. Nie muszę stać przy jego grobie, by z nim rozmawiać. Nie muszę widzieć jego miłości, aby go kochać. Nie muszę widzieć bo nim żadnego śladu, aby wiedzieć że istnieje. Nie muszę wiedzieć o nim już nic więcej, wystarczy że wierzę, mimo wszystko, chęć poznania chociażby malutkiej informacji o nim, zawsze będzie mi towarzyszyła... zawsze dopóki nie spotkam się razem z nim. Wiem o nim tyle, ile mama pozwoliła mi o nim wiedzieć. Zawsze gdy się o niego pytam, ona mówi "Nie masz ojca, on nie istnieje" ja na to "Dlaczego? Dleczego...on nie zyje?" ona nie odpowiada na to pytanie, nie mam jej tego za złe, po prostu nie zna odpowiedzi. Tylko dlaczego nikt nie pomyślał... że odpowiedź po prostu nie istnieje? Tak się przeważnie kończą rozmowy na jego temat, dziwi mnie to, iz nigdy nie mam ochoty na dowiedzenie się czegoś więcej. Może po prostu brakuje mi odwagi? Jedyne co udało mi się jeszcze wyciągnąc od mamy, na ten jakże drażniący ją temat to zdania "Nikt nie jest doskonały, twój ojciec także, ale nie powiem na niego nic złego, powiem to co dobre, i to co ważne, kochał cię, odszedł ... dla ciebie, nazwał cię fiołkiem, nie pytaj dlaczego, bo nie wiem dokładnie. Wiem że widziałam w nim wspaniałego człowieka. Nic więcej nie jest ci potrzebne." Czasami odnoszę wrażenie że mama mówiąc te zdania, które tak często powtarza... po prostu czasami mówi o nim jako o kimś wspaniałym, a czasami tak, jakby miała do niego żal. Nie mam pojęcia dlaczego, tak często o nim myślę, nie mam pojęcia dlaczego tak bardzo nie walczę o to, aby dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Nie żywię urazu urazu do matki... za milczenie. Wiem, że ona wie co robi i wiem, że to właśnie ta kobieta, nauczyła mnie szacunku, do tego człowieka... którego przecież nie znam, a jest mi tak bliski...

***
Siedziałem na lekcji matematyki, z niecierpliwością czekałem na dzwonek, oznajmujący koniec dzisiejszych lekcji, W ręku zgniatałem malutką karteczkę, z adresem na który mam się udać zaraz po jakże wyczekiwanym przeze mnie dzwonku. Uśmiechnąłem się pod nosem wyobrażając sobie przebieg dzisiejszego spotkania. Może to nie jest to, co powinienem robić po szkole, patrząc na to że zamiast uczyć się gry na jakimś pierdolonym instrumencie, mógłbym znaleźć się na np. jakiejś imprezie, która swoją drogą jest dużo ciekawsza niż.. niż... no właściwie niż co? Dziwne, ale zaczynam obawiać się konsekwencji, co jak co, ale poprawczak i zaraz po tym więzienie  nie są na liście "Top 10 marzeń Joego na przyszłość".  Zadzwonił dzwonek, pani zatrzymała klasę i chyba zadawała zadanie domowe. Wyszedłem od razu słysząc ten jakże charakterystyczny dźwięk dla każdej szkoły. Oczywiście uslyszałem swoje imię, które wydobylo się z ust nauczycielki, miałem to zignorować, ale z czystej grzeczności pomachałem nauczycielce na pożegnanie.Powolnym krokiem kierowałem się w stronę domu dziewczyny. Im bliżej miałem do napisanego na kartce adresu, tym bardziej kusząca była opcja dobrej zabawy. No chyba, że dla kogoś pod epitetem "dobra zabawa" może być spędzenie południa z córką dyrektorki, pogrywając na pianinku. Po prostu sweetaśnie. Kto wie... może zaszaleje i zrobi mi mocną herbatę? Ok, to chyba tu. Stanałem przed czarną furtką, za którą widać było dość duży, ale nie za wielki, kremowy dom. Nacisnąłem na granatowy guzik domofonu, po chwili usłyszałem głos, jak mniemam Demi, "Joe" powiedziałem oschle, po chwili usłyszałem cichy brzęk oznajmujący, iż furtka została odblokowana. Przed drzwiami już stała Demi, na jej twarzy dało się dostrzec coś podobnego do uśmiechu, ale nie wiem czy uśmiechem można to nazwać. Zmrużyła oczy, gdy odchylając dalej czarne,dębowe drzwi, do jej oczu dostały się promienie słońca, Miała na sobie króciutkie, obcisłe, czarne, dresowe szorty, kremową bokserkę z czarnymi konturami panoramy Paryża na środku, a na głowie niedbale związanego kucyka oraz czerwoną bandamkę... trochę się zdziwiłem... bo wyglądała... inaczej.
-Wow... -powiedziała patrząc sie na mnie z niedowierzaniem i z dumą?
-Co? -zapytałem oschle, patrząc się na nią jak na wariatkę, z czego ona nic sobie noe robiła,
-Przyszedłeś.
-Taa... też się sobie dziwię. -powiedziałem omijając ją w progu.  - Demi zaprowadziła mnie do salonu, gdzie jak się domyślacie stało pianino... ona na serio myśli że będzie mnie uczyć grać? Pfff... to się zawiedzie. Salon nie należał do małych, cały był w jasnych stonowanych kolorach, beżowe ściany, na podłodze brązowe panele, po środku skórzana kanapa w kolorze ecru, do tego dwa fotele z tego samego kompletu co kanapa, wielki, zwicający po środku kryształowy żyrandol, stolik z nogami w kolorze alabastrowym oraz ze szklanym blatem, który przebłyskiwał złotym kolorem, dla większości ludzi, ten salon bylby po prostu biały, jedynym kontrastem byłby wiszący naprzeciwko kanapy czarny, wielki telewizor, przyznam, że mimo, iż bardzo cięzko byłoby dopasować wystrój wnętrza w takich oto kolorach, to ten jest niesamowicie trafny, gdyż nie widać nigdzie przesady jasności, czy bieli, wszystko idealnie do siebie pasuje, a pomieszczenie tryska delikatnością i spokojem, wrzosowe pianino, stojące naprzeciwko wielkich przeźroczystych drzwi, prowadzących na taras, pokrytr było delikatnymi, złotymi "okruszkami" które układały się w nuty, z odległości dwóch metrów, instrument wydawałby się być posypany złotym proszkiem, z bliska widać delikatne, błyszczące nuty, które wydaja się ożywać za każdym, kolejnym spojrzeniem. Może was dziwić fakt, iż bez problemu opisuję kolory, ale żyjąc w jak to matka stwierdziła "dostojnym" towarzystwie, cos takiego jak odróżnianie 12 odcieniu bieli, nie sprawia ci najmniejszego problemu.
-Ekhem... domyślam się, że nuty znasz, więc przejdźmy do nauki. -usłyszałem głos Demi, który rozniósł się Echem po pomieszczeniu. -Siadaj. - usiadłem na wyznaczonym przez nią miejscu, i ... po prostu siedziałem, trwało to jakieś pięć sekund, Demi w tym czasie stała i patrzyła się na fortepian.

***
-Mógłbyś słuchać co do ciebie mówię? -zapytała Demi, nie wiem czy się mnie bała, czy po prostu jest za miła, ale śmieszy mnie jej zachowanie, no bo bez przesady... gada już trzy godziny, i dobrze o tym wie że jej nie słucham, a nawet na mnie nie krzyknęla, chociaż jest już bliska podniesienia głosu. Ale nie jestem pewnien czy nie podniesie go o jakiś nikły jeden decybel. 
-Mógłbym już iść? -zapytałem bez zbędnych emocji. Dziewczyna westchnęła zrezygnowana. 
-Jutro próba w sali teatralnej, z grupą. -powiedziała odprowadzając mnie do drwi. 
-Po co mi to mówisz?
-Bo nie masz o tym pojęcia, a z resztą i tak nie przyjdziesz.
-A skąd taka pewność? -w moim głosie dało się wyczuć wyższość i irytację.
-Bo masz to w dupie i twoje odejście nie ma zamiaru się na chwilę obecną zmieniać. 
-Oj, to cię zaskoczę, bo mam zamiar przyjść. 
-Jonas dobrowolnie na próbie... no nie wierzę. 
-Pffff... nie potrzebuję twojej wiary. -powiedziałem wychodząc. Stała w drzwiach, do chwili aż nie opuściłem całkowicie posesji, dopiergo gdy zamknąłem furtkę, ona weszła do środka. W tym momencie żałowałem że nie zabrałem bluzy, mimo tego, iż cztery godziny temu, upał doskwierał niemiłosiernie, to teraz wraz z zachodem słońca, pojawił się niesamowity chłód. Popatrzyłem w niebo, było w nim cos niepokojącego, tak, jakby ostrzegało całe miasto że zaraz ma stać się coś złego. 

_____________________________
Jejku, jej! Napisałam! 
I jej, oczywiście mi się nie podoba. 
I w ogóle mam ochotę się zabić. 
Jak już pisałam, myślałam że pisze coraz lepiej, ale mój poziom spada. 
Po prostu lipa. 
Nic więcej nie mogę napisać,... oprócz prośby o komentarze, 
No i na pocieszenie następny rozdział pisze LonKaa więc będzie coś fajnego! 


12 komentarzy:

  1. Bardzo fajny rozdział. zawsze to piszę, ale taka prawda. wiem, ze to oklepane, ale z doświadczenia wiem też, że nawet taki byle komentarz potrafi wywolac uśmiech na twarzy. :> Więc rozdział, BAAARDZOOO fajny i czekam na kolejny. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział cuudo ! <3 WerkQ

    OdpowiedzUsuń
  3. zgadzam się z ddlovee... piszesz genialnie a twój poziom wcale nie spada a rośnie ;) Co do samego rozdziału to zaciekawił mnie jeszcze bardziej i nie mogę doczekać się nn! Zastanawiam się kto może być jej ojcem i może on wcale nie nie żyje? (wiesz o co chodzi? Moja logika jest zadziwiająca) Że musi się ukrywać czy coś .... Dodajcie szybko nn!

    OdpowiedzUsuń
  4. Super :D nie mogę się doczekać nowego :))

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo mi się podoba twój rozdział i wcale nie piszesz gorzej :P Widzę, że do Joe powoli, a raczej bardzo powoli w końcu coś dociera, czekam na dalrzy rozwój ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział cudny, a ja w końcu miałam czas by go przeczytać. Czekam na nn z niecierpliwością :)

    OdpowiedzUsuń
  7. huhu, genialny rozdział ; ) Jonas mnie wkurza, ale to norma, już się przyzwyczajam do jego irytującej osoby, hm, ciekawi mnie, co może się złego stać ? z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. czytałam bloga Lonki na tumblr i trafilam na tego bloga *-* bardzo mi się podoba, trzyma w napięciu i jest dokładnie 0:57 a ja jestem taka podjarana ;lkuyfghjkljhgfhjb LonKaa pisz proszę nn błagaaaaaaaam <3

    OdpowiedzUsuń
  9. jaka lipa? nie ma żadnej lipy, a ty nie spadasz w pisaniu! nie rozumiem cię, piszesz świetnie! Genialnie! i w ogóle.. ugh ... jak ja ci tego zazdroszczę, i też chciałabym mieć zaszczyt pisania z tobą, no ale szybko do pisania nie powrócę. Może kiedyś zacznę cię o to nękać, aż w końcu się zgodzisz

    OdpowiedzUsuń
  10. achhhh... ten Joe :] jest taki, no aż po prostu achhh..., świetnie go wykreowałaś, albo raczej wykreowałyście w tym opowiadaniu ,

    OdpowiedzUsuń
  11. świetny rozdział, bardzo mi się podoba, bad Joe, to fajny Joe

    OdpowiedzUsuń
  12. Wspaniały blog , podoba mi się <3

    OdpowiedzUsuń